GSB jest to skrót od Główny Szlak Beskidzki. Szlak, którego połowę postanowiliśmy pokonać w majówkę, co bardzo zgrabnie opisała Martyna (TU). Nasze założenie było całkiem śmiałe, jednak kiepska pogoda oraz wyraźny brak doświadczenia uniemożliwiły nam jego realizację. Celem było dotarcie z Wołosatego do Krynicy-Zdrój. Ostatecznie nasza piesza wędrówka zakończyła się w Chyrowej, a do samej Krynicy dotarliśmy stopem. Chcąc, nie chcąc postanowiliśmy wybrać się w podróż z Chyrowej do Krynicy po raz kolejny, tym razem jednak na własnych nogach. W tym miejscu rozpoczyna się nasza przygoda, w której udział wzięło zaledwie czwórka z poprzedniej dziesięcioosobowej ekipy:
Barbara „Basia”
Marlena „Marlenka”
Karol „Legolas”
Paweł „Loczek”
oraz nowy nabytek:
Krzysztof „Krzychu”.
Pierwszym etapem była nocna podróż autobusem. W sumie więcej niż jednym, ale każdy kolejny nie był wcale wygodniejszy od poprzedniego, pozwolę sobie więc ten temat przemilczeć. Wspomnę może jedynie, iż chwilę kiedy udało mi się zmrużyć oczy spędziłem na podłodze z kurtką wciśniętą pod głowę. Plan dnia pierwszego zakładał pokonanie Magurskiego Parku Narodowego. Z Chyrowej wyruszyliśmy o godzinie 7:30 w akompaniamencie nieustępliwego deszczu, który to męczył nas aż do godziny 10. Buty Marlenki odmówiły posłuszeństwa już po pierwszej godzinie błotnej przygody. Od tego momentu było jej już praktycznie wszystko jedno. Po 12 godzinach i 35 kilometrach wędrówki, zmordowani docieramy do Bacówki w Bartnem, naszej ziemi obiecanej. Ostatnia godzina naszej wędrówki do błąkanie się w ciemnościach po lesie, w którym każdy nieostrożny krok kończy się solidnym chlupnięciem w beskidzkie błoto. Na stopach części drużyny pojawiają się już pierwsze ślady bytności w niesprzyjającym terenie – piękne odciski/otarcia. Gospodarz okazuje się być człowiekiem gburowatym i w ogóle mało rozmownym, jednak dostajemy całkiem przytulny pięcioosobowy pokój na poddaszu. Co ważne śpimy w naprawdę wygodnych łóżkach (po takiej wędrówce każde łóżko jest na wagę złota).
Dzień drugi rozpoczynamy pobudką o godzinie 6:20. Za oknem daje się słyszeć „piękną pogodę”. Dzisiaj również rozpoczynamy podróż z naszym nieodzownym przyjacielem – deszczem. Buty tak jakby lekko wilgotne, ale gdy popatrzy się na Marlenkę, która twardo idzie w zupełnie mokrych przestaje mieć to jakiekolwiek znaczenie. Pierwszy poważny postój mamy w Zdyni, gdzie specjalnie dla nas został otwarty sklep. Z tej radości urządzamy sobie suty obiadek składający się z Tortelloni, konserw oraz świeżo nabytych smakołyków. W tym czasie akurat nie pada deszcz co poprawia nieco nasz morale (okno pogodowe zakładało brak deszczu od 11 do 13). Ruszamy dalej. Beskid Niski nas absolutnie nie rozpieszcza. Jedyne czego doświadczamy to błoto, deszcz oraz ciągła refleksja nad sensem wycieczki w te rejony. W naszych głowach rodzi się hasło: Więcej niż jedno błoto to: Beskid Niski. Powiem więcej, na tym odcinku skrót GSB nabiera zupełnie nowego rozwinięcia, mianowicie – Główny Szlak Błotny. Noc mieliśmy spędzić w Hańczowej, jednak okazało się że właściciel przybytku wyjechał za granice i nie wiadomo kiedy wróci. Rozpoczęliśmy gorączkowe poszukiwania jakiejkolwiek alternatywy. Ostatecznie udaliśmy się w kierunku Wysowej-Zdrój , gdzie szansa znalezienia noclegu była zdecydowania wyższa. Pod dach przyjęła nas przemiła Pani z Gospody pod Grzybkiem. „Basia z Karolem obierają ziemniaki- będzie uczta!”. Pod takich hasłem rozpoczął się wieczór z pyszną kolacją oraz oglądaniem Władcy Pierścieni.
Poranek ostatniego dnia wędrówki wita nas pięknym niemal bezchmurnym niebem. Wreszcie jesteśmy w stanie zobaczyć piękno Beskidu Niskiego. Bez deszczu i mgły, góry te staja się naprawdę ładnym i przyjemnym miejscem (no dobra wciąż jest błoto, ale jakby mniej doskwiera). Gdy już udaje nam się dotrzeć do Krynicy, ludzie patrzą na nas z mieszaniną podziwu i jakby wstrętu (byliśmy brudni i z pewnością nieco śmierdzący).
Udało nam się pokonać ponad 80 km Głównego Szlaku Beskidzkiego w trakcie trzech dni wędrówki. Do autobusu do Krakowa wsiadaliśmy z uśmiechami na twarzach i z poczuciem wypełnienia misji. Tak udało się! Pokonaliśmy Beskid Niski, kolejny etap – Beskid Sądecki oraz kolejne Beskidy przed nami. Już nie mogę się doczekać. Do zobaczenia na szlaku!